Wiersze nieznane (z rękopisów poetki)

Wiersze z Xięgi poezji idyllicznej

PO OPERACYI

Komu głowa się rozkroi,
Temu myśl się każda troi,
Nie wiem nic i wciąż się boi.
 
Zwłaszcza gdy jest wniebosiężny,
Dobry logik, badacz mężny,
Ideału duch zaciężny.
 
Niech więc nikt już się nie boi
Gdy mu myśl się każda troi:
Niech wie, że to mózg się kroi.

POSPIESZNIK

Pytano Niewolnika, czemu tak się spieszy
I wymyśla wciąż nowe sposoby i środki,
By w mgnieniu oka spełniać to, co zwykłej rzeszy
Latami się rozwija w tempie drzemki słodkiej…

Boleśnie jęknął Jeniec, wpił w kędziory ręce,
Wyciągnął je, sprężone, ku dalekiej stronie
Wreszcie podniósł do Nieba załamane dłonie
I wrócił do swej taczki…
                    Nie pytano więcej.

NOSTALGIA

Kuję ćwiczenia i sadzę ogródek,
Badam Naturę na rozlicznym planie,
Bratni otacza mnie i wierny ludek,
Strzegą księżyce i wita zaranie…
              Lecz co raz! w nozdrza wpada zadumane
              Zapach dni dawnych, powiew dawnych nocy,
              Gdy hymn mi grały pulsa rozhukane,
              A świat otwierał się żądz żywych mocy!
Gdym jak Merkury oblatywał ziemię,
I, nad zachwyty boskiej tej włóczęgi,
Znał jedno, czasem, Poety natchnienie,
I czar magiczny starożytnej księgi.
              Kiedym – w systemów nie wieziony modły, –
              Bujał w przestrzeni cudnej nieokreślnie,
              A intuicji głosy w dal mię wiodły –
              A czar dokoła kwitł… jak dzieciom we śnie.
Gdym natchnień warem kipiał niecierpliwy,
A szafirowe zastawały świty
Drącego w szale płomień swej lwiej grzywy –
Bo się wyśpiewać nie dały zachwyty!
              Gdy od ros biały, różany od zorzy,
              Letni poranek, gołębicy głosem
              Wołał, że większe poematy tworzy,
              Kto przygód, czynów wyrośnie kolosem.
Ach! Kiedyż sny te znów się uwyraźnią,
A Niezłowione zleci na me dłonie,
A to, co było przeczuć wyobraźnią,
Ciałem potężnem jak Dusza, dogonię!

WSPOMNIENIE KARTOFLANEGO DOŁKA

Byliśmy pod ziemią razem,
Ja i dwie panie urocze
I kiełkujące kartofelki.

Jasno brązowe przezrocze
Dwie w białą owiane gazę
Święte… i spokój wielki.

W rękach nadobnych wielce
Przesypywały się jak trufelki
Te kartofelkowe popielce.

Proste zarysy daszka,
Słupki wkopane w ziemię,
Woń jej, chód, chytra Laszka – –

W skrytce tej troglodytowej,
Pod trójkątem poddaszka
Nastrój całkiem antyczny.

Wokoło jeszcze wspomnienie
Bitw huku, świstu kul, grzmotu,
Armat i bomb łoskotu –

I jeszcze dawniejsze cienie,
Atawistycznie odczute;
Tych epok cierpienie lute,

Gdy między piekłem wulkanów,
A morza falą spienioną,
Chowały się w ziemi łono

Pierwsze potomstwa Tytanów,
Zwalczone żywiołów grozą
I dzikich swych serce transmorfozą.

POJEDNANIE

Ławą całą nam iść,
Z przyjaciółmi, z rodziną,
Do niebiańskich wnijść,
Po nieśmiertelne wino,
Ławą całą nam iść!

Weselej i bezpieczniej
W przygód pełnej podróży,
Gdy druhowie serdeczni
Dzielą z nami lęk burzy –
Tak nam raźniej, bezpieczniej.

I Chrystus, który woła:
„Razem tylko wejdziecie!”
Objawi się śród koła,
Które słucha Go przecie –
I stanie nam u czoła.

A OJCIEC, który pragnie
By człek był człowiekowi
Jako jagnięciu jagnię,
Przyjaźnie nas pozdrowi,
Każdemu „AVE!” powie!

Ławą nam w Niebo iść!
Tak raźniej i bezpieczniej –
I CHRYSTUS zechce wyjść
 – Gdy my bracia serdeczni –
U Nieba jasnych wnijść!

TAJEMNICA JESIENI

Za jakąż radość czy wiedzę niesłychaną,
Promieniejąc pramistyczną aureolą,
Wrześniowi płacą Drzewa złociste wiano,
I nad Wiosny pąk, Lata pełnię, – tę wolą
Szczęsnych konań odradzającą ekstazę,
Gdy Jaźń mrze – i Wieczność poznaje zarazem!

Jak cudownie wrzeć w nich sny muszą w te Wrześnie,
Jakich pór Edemicznych jasnowidzenie
Roztętniają przeczyste rdzenia ich cieśnie,
Tajemniczo zstępują w czarne korzenie,
Że emanować się zdają w blasku słońca,
Co im z wielkich głów ogniste skry strąca!

Jakie Objawienie nad wszelkie pojęcie
Czyni się tym drzew wonnych męczeńskim duszom,
W przedśmiertne, jesieni chłodnej, wniebowzięcie,
Że zimowy letarg, w który popaść muszą,
Witają jak noc długą, która im pozwoli
O Objawionym namarzyć się dowoli!

Jakiż ogień od miłości potężniejszy,
Jakiż wpływ bardziej czarodziejski od kwiatu,
Jaki – od promieni słońca – eter lżejszy,
Jaki uśmiech gwiazd najdalszych, przesłan światu
Wypromienia ich dusze dokoła czubów
Uroczystych, świętych, jak głowy Cherubów!

O Drzewa! By wasz objąć zachwyt jesienny,
Jak Wy, trzeba rość cierpliwie i być czystym,
Patrzeć w Niebo całe noce i czas dzienny.
Cały oddać się żywiołom wiekuistym –
Stać w niezmiennym milczeniu lata – – lata – – –
Być Oddechem, Stróżem i Marzeniem świata!

DŁUGOWIECZNI

Czyż dziw, że nikt się nie spieszy
Śród Nimf i Faunów rzeszy,
Gdy ten, choć grzeszny, świat
Żyje po krocie lat;

A milion gdy upłynie,
Zews berłem łaski skinie –
I w boską całkiem wieczność
Przemienia ich długowieczność.

Czyż dziw, że rąbią lasy
Ci, którzy pomną czasy,
Gdy te odwieczne bory
Siał wicher w Mórz ugory;

I którzy wiedzą o tym,
Że razy sto z powrotem
Na tejże samej niwie
Bór ujrzą znów szczęśliwie.

Więc też nikt się nie spieszy
Śród Nimf i Faunów rzeszy,
Bo ten – choć grzeszny – świat
Wie, że był, nim był las –
I będzie, gdy znów będzie las – – –
Za krocie, krocie lat.

JENIEC PRZY RODZINIE

Między kuchnią i jadalnią,
Sadem, szkołą, gośćmi, drwalnią,
Maglem, młocką, rąbką, wialnią,
W brzęku noży i talerzy,
Gdy patelnia wonie szerzy,
Służba miauczy przy kądzieli,
A gosposia jadło dzieli.

Od Niedzieli do Niedzieli,
Na torturze, nuże! nuże!
Nosi drwa i ściera kurze.

KAZNODZIEJA ANIELSKI

Święty Antoni tak mawiał do świnek:

„Jesteście nie tylko dla kiełbas i szynek:
„Znajdujecie trufle.
„Wnątrz gra jak organy,
„Ryj ma blask różany,
„Gracie nim po kufle –
„SŁONIA macie dziadem!
„Idźcie tedy za jego zbawiennym przykładem.

GŁOWA I SERCE

Gdy głowa mniejsza od serca,
Afekt – Mądrości morderca.

Gdy serce mniejsze niż głowa,
Myśl bez korzenia, czcza mowa.

Gdy serce równe głowie –
Wtedy Olimpijskie zdrowie!